poniedziałek, 26 stycznia 2009

teoretycznie kierowca

Stało się, od dziś jestem teoretycznie kierowcą, prawie spóźniłam się na Odlewniczą, nie mogłam znaleźć dowodu, modliłam się, żeby trafił mi się taki zestaw który w miarę zdążyłam ogarnąć dziś przez te 2 intensywne godziny nauki. I poszło wsspaniale, to już mój kolejny krok do zostania prawdziwą blacharą. Wiedziałam, że zamiast rozwiązywać wczoraj w nocy te testy lepiej było zapuścić sobie odcinek specjalny Top Gear (ten w Wietnamie, kreeejzi :D) i zakochać się w Richardzie Hammondzie <3 Kobieto, mężczyzno, wszystkie narody, chociaż nie wiem jak wielką trudność sprawiałoby wam odróżnienie samochodu od muła jucznego to proszę, nie gardźcie Top Gear!



A ferie (niachniachniach) postanowiłam rozpocząć od piracenia i ściągania na mój kąpiuter Sandmana. Hell yeah, to jest tak kompletnie popieprzone, im więcej czytam, tym bardziej zastanawiam się skąd Gaiman ma TAKIE pomysły, skąd u niego taka właśnie Ewa, skąd tacy Kain i Abel, skąd Barbie, porzucona przez Kena i mieszkająca z transwestytą, dlaczego jego Śmierć jest uroczą gothką, skąd wziął się pierwszy cesarz USA, jakim cudem to wszystko mieści się w jego uroczym rozwichrzonym czerepie? W każdym razie mam zajęcie na długie wieczory.

poniedziałek, 19 stycznia 2009

Psiupsiiu

Po weekendowym nicnierobieniu (nie wiem jak tego dokonałam, ale po ponad 2miesięcznej obsuwie w oddawaniu prac na ćwiczenia, usiadłam wczoraj, dzień przed zaliczeniem, i między 23 a 1 napisałam 3 na raz :D) chciałoby mi się wrócić do kraju lat dziecinnych po raz kolejny, ale stwierdziłam, że nie mając w przeszłości żadnej karty nonkonformizmu, przynależności do subkultury tudzież zawichrowań emocjonalnych jestem mało interesująca. W sumie mogłabym napisać coś o sesji, ale przecież ja nie mam teraz sesji. Nie chcę opisywać niewtajemniczonym sekretów pederastycznych związków starożytnej Grecji. Mogłabym się w sumie trochę powkurwiać na BUW w którym nic-do-piczki-znaleźć-nie-można, ale szybko mi dziś złość przeszła. Potraktuj notkę jako pretekst do wstawienia tego (mam nadzieję, że autor mnie nie zabije, kiedy tu to zobaczy), jest to bowiem radosny eksperyment, który sprawia, że na krakowskim przedmieściu zamiast ton błota widzę kwietniki, a moja zjechana motorola wydaje się co najmniej banana phonem




Zachęcam do przejrzenia podobnych plików ;)

sobota, 17 stycznia 2009

:D

Z pamiętnika Oli Pró, lat 13: "Może i jestem płodna, ale nigdy nie wydorośleję!"

:D

środa, 14 stycznia 2009

Jeśli wyrośliście w latach 90...

.. czyli słodka podróż do kraju lat dziecinnych. Do czasów gdy najstabilniejszym środkiem płatniczym były karteczki z segregatora, a każde większe wyjście z domu kończyło się wizytą w McDonaldzie. Nosiłam wtedy obleśny niebieski kombinezonik (ze smokiem co się patrzy, jak na greckiego smoka przystało), albo sukieneczki w kwiaty, nie wiedziałam do czego służy podpaska, a największym marzeniem było odnalezienie takiej ilości pieniędzy, żeby starczyło akurat na mentosy, colę i nowy numer Kaczora Donalda. No ale w końcu po coś opisuję tu tę nostalgiczną podróż. Głównym powodem jest jutrzejszy kolos z łaciny. Tak odpycha mnie myśl o przymusie spędzenia więcej niż 10 minut przy biurku, że zaczęłam z siostrą wyszukiwanie różnych filmików na youtubie. I tu dochodzimy do meritum- owszem, był Kaczor Donald w kiosku, Buzek był premierem, rozkładówki w Playboyu bynajmniej nie słyszały o czymś takim jak depilacja brazylijska. Ale były też kreskówki.I kiedy dziś zaczęłam oglądać stare dobre openingi z pokraczną animacją, znów miałam te swoje 5 lat i czułam się jakbym dostała na gwiazdkę darmowy dekoder Cartoon Network.
Polecam od czasu do czasu zrobić sobie taki wieczór (teraz, w czasie sesji, wskazane hihihi). Przypomniało mi się jaką sensacją był blok dla dzieci w TVN, była Sissi, była SuperŚwinka, ale pamiętacie np. coś takiego :D? Kompletnie nie wiem o co w tym chodziło, był jakiś blond młodzieniec (chyba wszyscy główni bohaterowie byli blondynami), uosobienie ZUA i przesłanie w stylu kapitana planety (o ile pamiętam refren piosenki "jesteśmy dziećmi ziemi teej", nie pozwolimy taramtambumcykcyk). Obejrzałam intra do bajek o rudych kotach, kripi bałwanach, przypomniałam sobie jakim lansem w przedszkolu było oglądanie tego
(mimo że niektóre sceny były dość drastyczne i powodowały ogólną histerię), moje ulubione produkcje Disneya z TVP1 (oprócz rewelacyjnie zdubbingowanych Kaczych Opowieści rzadziej wspominany Super Baloo (http://www.youtube.com/watch?v=3pa6e5GU8nE) :D). No i zostawiłam coś na deser, my tu śmichy chichy, a mi autentycznie ciarki przeszły po plecac, kiedy usłuyszałam TO.
To na tyle. Przy okazji okazało się, że nie tylko ja jestem zboczona na tym punkcie, pod każdym filmikiem było mnóstwo komentarzy "ołmaj, oglądałem to jako dziecko, do tej pory zastanawiam się czasem dlaczego bohater tak zrobił, choć mam już 35 lat" ;)

czwartek, 8 stycznia 2009

W moim życiu zdarzyło się dziś coś strasznego, wcześniej wypuszczono mnie z zajęć. Zamiast przepisowej 14:45 FascynującyWykładowcaHistoriiSztukiStarożytnej (chociaż dzięki jego wykładom moje statystyki czytelnicze poprawiają się znacznie w czwartki właśnie), wypuścił nas równo o 14, co zburzyło mój idealny plan dnia. Ola myśli, o 16 mam kino, czyli dwie godziny, czyli od razu pojadę do Arkadii i popraktykuję windowshopping. Pozbawiona funduszy i telefonu, który wolał zostać w łóżku tego dnia, udała się do świątyni konsumpcji.
Małe tłumy, duże przeceny, wszystko było całkiem ok, póki w głośnikach na korytarzach nie rozległy się nagle dźwięki "Nie dokazuj miła, nie dokazuj", puszczonej prawdopodobnie w przerwie między Kate Perry a Rihanną. Naprawdę czułam się dziwnie, ostatnie miejsce na świecie do którego pasuje taka muzyka :o

I nie idźcie na "Australię". Nie była jakaś wyjątkowo kiepska, ale goddamnit, co to za melodramat, na którym ilość wypitej coli nie równoważy się z ilością uronionych łez, z happy endem i w dodatku nikt z głównych bohaterów nie ginie! Zdjęcia ładne, ok, początek bardzo w stylu Moulin Rouge, co nastroiło mnie bardzo pozytywnie, no i Nicole Kidman ze swoimi cudownymi odgłosami-jękami, które równie dobrze mogą oznaczać orgazm, spotkanie z dawno niewidzianym kochankiem, strach przed panoszącymi się po domu duchami i umieranie na gruźlicę. Ale Hugh jest taki mmm, niech mi się dziś przyśni Wolverine <3.
3 tygodnie ferii za pasem!

wtorek, 6 stycznia 2009

sobota, 3 stycznia 2009

twoja stara leczy się u dr oetkera, znanego seksuologa

Nie wiem czy coś udało mi się zrobić z komentarzami, bardzo się starałam i wykonałam nawet kilka kliknięć, ale bycie mną jak zwykle ssie, więc trudno powiedzieć, czy all the base are belong to us. W dodatku z przykrością stwierdziłam, że przebrzydła edycja postów nie zapisywała moich zmian w poprzedniej notce, przez co wkradły się do niej prawdziwe chochliki (!), co zaowocowało pojawieniem się w niej błędów gramatycznych, składniowych i brakiem pointy dotyczącej kwestii bycia łiii<3> przez Moody'ego z Californication. Koniecznie chciałam dopowiedzieć, że Moody jest typem takiego postmodernistycznego romantyka, który owszem, w jednej chwili rozpływa się nad zapachem swojej pościeli (która wciąż pachnie jego ukochaną kobietą), ale zaraz, z właściwym sobie wdziękiem, dodaje, że musiał ją wyrzucić, bo kelnerka ze Starbucks'a dostała na niej okresu.

To tyle tytułem przydługiego wstępu (boże, czy to tylko mi się wydaje, że to co każdy normalny człowiek streszcza w dwóch zdaniach mi zajmuje 2 akapity?), bo czas zająć się dniem dzisiejszym, bo to dobry i piękny dzień był. Pada śnieg, pod moimi oknami przemykają dzieciaki w strojach teletubisiów i z sankami, byłam w kinie ("Przyjeżdża orkiestra", mi się podobało), zaliczyłam niezłą chińszczyznę i obejrzałam prawie cały 1. sezon Sex and the City (wieczór sponsorowany przez znanego filantropa i mecenasa kultury, Karolinę Sz. ;)). Poniżej serial nazywany będzie skrótem 'satc', który można ponoć rozwinąć również jako 'short-run average total cost', i choć nie mam pojęcia co to oznacza, brzmi wyjątkowo zbereźnie.

-Do you swallow?

-Only when surprised.

Oczywiście umieram z zazdrości, kiedy patrzę główne bohaterki, rozpustne, pewne siebie, nieograniczone finansowo itp, sączące drinki i chodzące na lunche, branche i inne posh posiłki, których nazw brakuje w naszym języku. I jak każda mała dziewczynka oglądająca serial marzę już o podróży do Nowego Jorku i wyrywaniu bankowych potentatów na mój europejski akcent, kiedy nagle uświadamiam sobie, że nic z tego, bo umarłabym z przemęczenia i skacowania po 3 gorącym party itepeitede, a Carrie Bradshaw chyba umarłaby ze śmiechu, gdyby usłyszała jaką radość sprawia mi robienie muffinków dr Oetkera ("Zrób je sam, to tak proste, że nawet OlaPró to potrafi") dla mojego faceta, to chyba umarłaby ze śmiechu.
Bajdałej, nie widziałam filmu kinowego, ale po przejrzeniu kilku screenów stwierdziłam, że całe przedsięwziecie zakrawa o gerontofilię, aktorki kiepsko się postarzały i zdecydowanie wolę je takimi jakim były na początku serialu, ze wszystkimi swoimi niedoskonałościami cery, ud, nosów, k
rejzi ciuchami itd.