środa, 8 lipca 2009

niepeanutbutterjelly

Ach, ostatni wpis z marca, w moim przypadku wyrażenie 'słomiany zapał' nabiera zupełnie nowego znaczenia. Bardzo pejoratywnego, można by nim straszyć dzieci w przedszkolach i wpisać na listę grzechów głównych.
A wczoraj jeszcze zastanawiałam się z pewnym dobrze zapowiadającym się panem mecenasem (pozdro Daniel), dlaczego ludzie w ogóle piszą blogi. Padło oczywiście mnóstwo odpowiedzi takich jak ekshibicjonizm, dowartościowywanie się itepe, ale dziś oficjalnie dopisuję jeszcze ten najpotężniejszy i największy kop skłaniający młodego człowieka do tej bezsensownej czynności: NUDY.
Od zakończenia sesji (30.06) generalnie praktykuję MEGAOPIERDALANIE, czyli nie robienie niczego konstruktywnego. Wstaję o 11, smęcę i szuram kapciami do popołudnia, spotykam się z kimś, albo idę na imprezę (wieczór śródziemnomorski mistrz :D), wracam późno, siedzę w necie do 4, oglądam wschód słońca, grając przy tym w jakąś partacką grę na komórce i idę spać. I tak codziennie, masssakra. No dobrze, udało mi się przeczytać dwie fajne książki, i to takie, w których bohaterami nie są starożytni grecy. Wkręciłam się w dr House'a (mój rekord to 9 odcinków pod rząd, pomyślcie sobie jak nudne trzeba wieść życie, żeby do czegoś takiego dopuścić).
Nawiązując do dzisiejszego posta Karoli, nie wiem ile lampek wina w samotności to już ponad norma i powód, żeby bliscy dyskretnie podsuwali ci ogłoszenia o spotkaniach AA. Wiem tylko, że kiedy tydzień temu po raz pierwszy kupiłam sobie piwo ot tak po prostu- nie na imprezę, nie na spotkanie ze znajomymi, tylko tak żeby otworzyć je sobie wieczorem przy komputerze poczułam się jak straszny żul :)
Szukanie pracy mi też nie idzie, nie chcę kawiarni, chciałam jakąś szitową szmatłowcową redakcję, gdzie pozwoliliby mi pisać durne historie ku uciesze starszych pań z Łukowa, ale wszędzie cisza. W desperacji powysyłałam dziś nawet CV na konsultanta telefonicznego i pracownika biura. Przy okazji zauważyłam, że klikanie 'odśwież pocztę' co 15 minut, wcale nie przyspiesza procesu rozpatrywania życiorysu :P. Tak więc na razie cisza, marazm, brak kasy i chęci.
I żyłam sobie upojnie w takim stanie, zdając sobie sprawę z jego beznadziejności aż do wczoraj, kiedy to moja siostra wróciła z Open'era, cała roześmiana, zachwycona, wkurzająco szczęśliwa i zaaferowana. To przecież ja szukam euforii i tylko nią się zadowalam, c'nie?
W dodatku Paweł pojechał do Chorwacji, niby już półmetek, ale zdecydowanie nie uszczęśliwia mnie fakt, że on się dobrze bawi. Nie chodzi o zazdrość i takie tam inne głupie sprawy, po prostu wolałabym, żeby bawił się źle i potem stęskniony rzucił mi się w ramiona :P

Naprawdę, tylko dr House mnie ratuje. ( i to na pewno nie jest toczeń :))

sobota, 14 marca 2009

Jezu jak się cieszę

... z tych króciutkich wskrzeszeń itedeitepe. Chociaż w obliczu wielkiego i niebezpiecznego świata jestem tylko małym tasiemcem nieuzbrojonym ( tudzież koooniem ) to i tak pierwsze promienie słońca są wręcz zbawienne. Co z tego że wraz z tym budzą się ze snu zimowego pierwsze nie przebiśniegi, nie krokusy, ale dresy, w dodatku w najróżniejszych odmianach- od dresów-dresów, poprzez ABSy, nie poprzestając na dreso-skejtach, na dresach na rolkach kończąc. Mam permanentne poczucie ' i pięknie jest/ nieskromnie bardzo jest', dzieci uśmiechają się do mnie uroczo, matiz mojej mamy mi już nie gaśnie na światłach, a ładni chłopcy odwożą mnie do domu po imprezach. Hochland w pakowanych w plastik plasterkach jest cool, wieczorno- weekendowe się-lenienie to już absolutne sub-zero, a ten post niech będzie taką moją apoteozą życia.

czwartek, 19 lutego 2009

my united states of whatever

Na dworze kupa białego gówna. Na szczęście są chwile, kiedy nie przeszkadza mi to tak bardzo, np. kiedy siedzę sobie na pufie w jakiejś kawiarni, piję grzane wino i jak to ładnie określa Magda "pogardzam". Ja dodałabym do tego jeszcze "olewam", tudzież "bejuję", jako że dowiedziałam się ostatnio, że nie jestem żadnym leniem, nawet patentowanym, tylko bejem. Ach te subtelności. A generalnie olewam wszystko co wymaga ode mnie trochę więcej wysiłku niż wyjęcie papierosa z paczki. Oglądam Top Gear, czytam na nowo pudelka, kłócę się z Pawłem, oglądam się za rycerzami Jedi, krzywię się za każdym razem kiedy muszę spojrzeć na swoje odbicie w lustrze. Chyba zacznę po prostu jeść same kaktusy. Ale to i tak nie oznacza że jest źle albo coś- prawdziwa masakra zaczęła się w momencie kiedy zaczęłam w kółko odsłuchiwać "sorry seems to be the hardest word" blue ft. elton john, szczególnie koncentrując się na fragmencie "it's saad, sooo saaaad, it's sad sad situation". A jak sobie pomyślę że minie jakiś milijard lat zanim dorobię się porsche 911 to już w ogóle smuteczek :<

środa, 4 lutego 2009

Jeden wielki smuteczek, bo nie udało mi się zdać wczoraj praktycznego egzaminu na prawko za pierwszym podejściem. Wydawało mi się, że będzie tak cudownie, że raz dwa zrobię wszystkie manewry, olśnię swoimi przymiotami tego okropnego egzaminatora, który na każdym kroku będzie próbował mi wmówić wymuszenie, ale ja mu pokażę, że dziewczę które do egzaminu przygotowywało się oglądając przez tydzień non stop Top Gear da sobie radę. I oczywiście nie dało rady sobie owo dziewczę, nie pomogła ani pasja z jaką mówiłam o tym co jest gdzie pod maską (mój nowy blacharski perv), ani przeczytana od deski do deski biografia Richarda Hammonda. Trafiłam oczywiście na najmilszego egzaminatora na świecie, a nie wyjechałam nawet z placu przez brak skilla łamane na szczęścia. Na szczęście na kolejne podejście się nie naczekam, bo nastąpi 13.02 i wtedy już zakrzyknę radośnie 'victory is mine'.
I marzę o zrobieniu wreszcie czegokolwiek bardziej konstruktywnego niż zejście do kuchni i rozkminianie czy gorącą czekoladę zalewać mlekiem czy wrzątkiem. Niestety, przez ostatni tydzień było to moje główne zajęcie, więc z prawdziwym ożywieniem myślę o niedzielnym wyjeździe do Pragi. Tylko ja, 2 laski, milijon pepiczków i zlatopramen. O ile znajdziemy jakiś transport, co do którego bedzie pewność, że nikt nas w nim nie osaczy, nie uwiedzie, nie wyrzuci z pociągu gwałcąc uprzednio.

poniedziałek, 26 stycznia 2009

teoretycznie kierowca

Stało się, od dziś jestem teoretycznie kierowcą, prawie spóźniłam się na Odlewniczą, nie mogłam znaleźć dowodu, modliłam się, żeby trafił mi się taki zestaw który w miarę zdążyłam ogarnąć dziś przez te 2 intensywne godziny nauki. I poszło wsspaniale, to już mój kolejny krok do zostania prawdziwą blacharą. Wiedziałam, że zamiast rozwiązywać wczoraj w nocy te testy lepiej było zapuścić sobie odcinek specjalny Top Gear (ten w Wietnamie, kreeejzi :D) i zakochać się w Richardzie Hammondzie <3 Kobieto, mężczyzno, wszystkie narody, chociaż nie wiem jak wielką trudność sprawiałoby wam odróżnienie samochodu od muła jucznego to proszę, nie gardźcie Top Gear!



A ferie (niachniachniach) postanowiłam rozpocząć od piracenia i ściągania na mój kąpiuter Sandmana. Hell yeah, to jest tak kompletnie popieprzone, im więcej czytam, tym bardziej zastanawiam się skąd Gaiman ma TAKIE pomysły, skąd u niego taka właśnie Ewa, skąd tacy Kain i Abel, skąd Barbie, porzucona przez Kena i mieszkająca z transwestytą, dlaczego jego Śmierć jest uroczą gothką, skąd wziął się pierwszy cesarz USA, jakim cudem to wszystko mieści się w jego uroczym rozwichrzonym czerepie? W każdym razie mam zajęcie na długie wieczory.

poniedziałek, 19 stycznia 2009

Psiupsiiu

Po weekendowym nicnierobieniu (nie wiem jak tego dokonałam, ale po ponad 2miesięcznej obsuwie w oddawaniu prac na ćwiczenia, usiadłam wczoraj, dzień przed zaliczeniem, i między 23 a 1 napisałam 3 na raz :D) chciałoby mi się wrócić do kraju lat dziecinnych po raz kolejny, ale stwierdziłam, że nie mając w przeszłości żadnej karty nonkonformizmu, przynależności do subkultury tudzież zawichrowań emocjonalnych jestem mało interesująca. W sumie mogłabym napisać coś o sesji, ale przecież ja nie mam teraz sesji. Nie chcę opisywać niewtajemniczonym sekretów pederastycznych związków starożytnej Grecji. Mogłabym się w sumie trochę powkurwiać na BUW w którym nic-do-piczki-znaleźć-nie-można, ale szybko mi dziś złość przeszła. Potraktuj notkę jako pretekst do wstawienia tego (mam nadzieję, że autor mnie nie zabije, kiedy tu to zobaczy), jest to bowiem radosny eksperyment, który sprawia, że na krakowskim przedmieściu zamiast ton błota widzę kwietniki, a moja zjechana motorola wydaje się co najmniej banana phonem




Zachęcam do przejrzenia podobnych plików ;)

sobota, 17 stycznia 2009

:D

Z pamiętnika Oli Pró, lat 13: "Może i jestem płodna, ale nigdy nie wydorośleję!"

:D