sobota, 14 marca 2009

Jezu jak się cieszę

... z tych króciutkich wskrzeszeń itedeitepe. Chociaż w obliczu wielkiego i niebezpiecznego świata jestem tylko małym tasiemcem nieuzbrojonym ( tudzież koooniem ) to i tak pierwsze promienie słońca są wręcz zbawienne. Co z tego że wraz z tym budzą się ze snu zimowego pierwsze nie przebiśniegi, nie krokusy, ale dresy, w dodatku w najróżniejszych odmianach- od dresów-dresów, poprzez ABSy, nie poprzestając na dreso-skejtach, na dresach na rolkach kończąc. Mam permanentne poczucie ' i pięknie jest/ nieskromnie bardzo jest', dzieci uśmiechają się do mnie uroczo, matiz mojej mamy mi już nie gaśnie na światłach, a ładni chłopcy odwożą mnie do domu po imprezach. Hochland w pakowanych w plastik plasterkach jest cool, wieczorno- weekendowe się-lenienie to już absolutne sub-zero, a ten post niech będzie taką moją apoteozą życia.